2012-03-30, 20:00Absa Cape Epic - stage 5 - Caledon -> Elgin [RPA] - 30.03.2012

Podczas Absa Cape Epic 2012 relacje z rywalizacji na trasie każdego etapu wysyłałem dla portalu Bikeworld.pl, gdzie ukazywały się razem z podsumowaniem danego dnia i wynikami. Zapraszam do przeczytania całości na stronie portalu Bikeworld.pl, poniżej nasze wrażenia:

Całą noc leje, deszcz budzi nas kilkukrotnie w środku nocy. Rano obaj wciąż czujemy achillesy z dnia poprzedniego, ale lejąca się z nieba woda zmusza do porannego truchtu między namiotami, stołówką, a kiblami;) Rozgrzewamy się. Około 6:00 przestaje padać, start jak zwykle o 7:00. Szybki przejazd przez Caledon i wpadamy na szutry, które przez ulewę przerodziły się w grząskie błoto. Już po kilkuset metrach jesteśmy nim cali oblepieni. Nie zapowiada się, aby miało być lepiej.

Znów zaczyna padać. Deszcz okazuje się być zbawieniem, przemywa nieco sprzęt, spłukuje błoto z okularów, jedzie się lżej. Po kilku pierwszych, niedużych chopkach, zaczynamy podjazd o przewyższeniu około 300 m. Niby niedużo, ale nie w tym terenie. Lepiej przed dzisiejszym etapem wypoczęliśmy, to i w czubie jest nam łatwiej. Śmigamy zjazd, po aż za dobrze znanych nam kamieniach. Mając ledwo 15 km - czuję, że nie mam możliwości zmiany przełożenia. Krzyczę do Marcina, że urwałem linkę i że wymienimy ją po zjeździe. Koniec zjazdu, widzę jezioro. Bez większego namysłu (piranie?!:P) wskakuję do niego opłukać rower z kilku kilogramów błota. Stajemy przy chatce i zaczynamy naprawę. Nawinęliśmy się wprost pod ekipę filmową. Ludzie chcą coś pomóc, myją nam okulary:). Linkę udaje nam się wymienić bez większego problemu, jednak wyprzedziła nas cała masa ludzi, z którymi teraz będziemy się męczyć odrabiając straty na wąskich ścieżkach. Wyprzedzamy ich dość sprawnie i na jednym z podjazdów znów mam problem z manetką. Ściągam, znowu rozkręcam, a na dłoń wysypują mi się kawałki plastiku. Cały element odpowiadający z ciągnięcie linki szlag trafił. Zapada decyzja o zblokowaniu przerzutki na jednym przełożeniu, w tym momencie nie jesteśmy w stanie nic więcej zrobić.

Zaczynamy ponownie jazdę. W górę trochę zbyt ciężko, po płaskim łapię Marcina za siodełko, ale nie ma wiele takich odcinków. Na 42km Marcin rozcina oponę. Płyn nie jest w stanie do końca uszczelnić rozcięcia. Wyjmujemy z niej wszystkie nawbijane wcześniej kolce i zakładamy dętkę. Jest zimno, pada. Pada też pompka, zalepiona błotem. Mamy na szczęście dwie. 53 km – Marcinowi blokuje się linka w manetce, jak się okazuje na mecie, dokładnie w ten sam sposób, co mi wcześniej. Przed nami cztery spore podjazdy, staramy się jechać, ale gdy tylko robi się zbyt stromo podbiegamy, oszczędzając tym samym nogi, do mety wciąż ponad 60km, czyli 4h jazdy a potem jeszcze dwa etapy. Staramy się o tym pamiętać. Z zimna włącza się ssanie, łapiemy kilka batonów z bufetu. Pijemy na siłę, bo znów pada deszcz, ale wiemy, że trzeba. Na zjazdach płynące rzeki, w górę luźne kamienie. Gnieciemy, ciśniemy, jedziemy. Oszczędzamy klocki, bo znikają w oczach. W końcu słyszymy jak tarcze mielą sprężynki hamulców. Jest źle, hamujemy już tylko aluminowymi blaszkami, szkoda, że nie mamy stalowych, dłużej by wytrzymały. Dojeżdżamy do ostatniego bufetu na setnym kilometrze. Przed nami jedzie jakaś płacząca kobieta, podbiega do nas lekarz pytając czy wszystko ok, bez słowa podnoszę kciuk do góry. Ludzie korzystają z service pointu, wymieniają klocki, smarują łańcuchy, wiemy, że na niewiele się to zda. Znów łapiemy trochę jedzenia i płynów i przepychamy nasze single speedy dalej.

W zasadzie już na około 25 km przed metą wiedzieliśmy, że dojedziemy na 100%, choćby nie wiem co się działo. Wcześniej różne myśli przeszły nam przez głowę, jednak szybko przegnaliśmy je odpowiednimi słowami. Kilkadziesiąt tysięcy wspólnie przejechanych kilometrów procentuje. Teraz widzimy ile ekip poległo na tym etapie, ile, tak jak my, poniosło spore straty. Tylko czołówka mając co dzień grono mechaników i wsparcie na trasie poradziła sobie z tym etapem jak każdym innym… Organizator wydłużył o godzinę zamknięcie mety, a pogodę skomentował krótko: „nigdy takiej nie było”.

O 15:08 wpadamy na metę w Elgin, po ponad 8h jazdy. Szybko udajemy się przełożyć zaplanowany na 13:00 masaż i gonimy pod prysznic. Pierwszy raz zastaje nas kolejka. O 18:00 zaczynam naprawę rowerów. W obu wymieniam wszystkie kable, łańcuchy, klocki hamulcowe, zabezpieczam ramy przed wciąganiem łańcucha pomiędzy widełki a zębatki korby, smaruję wszystko co się da, reguluję, kupuję i wymieniam u siebie manetki. Rowery jak nowe, gotowe do dalszej walki o linię mety Absa Cape Epic w Lourensford. O 21:00 idziemy na kolację. Wszystko zamknięte, pytamy się czy zostało jeszcze coś do jedzenia. Z wielkim przejęciem przynoszą namz kuchni makaron z wołowiną, ciepłą herbatę, pieczywo i dżem. Jemy i idziemy spać. Zanim doszedłem do swojego namiotu, słyszę jak Cinek już chrapie donośnym głosem. Mamy dość, ale codziennie posługujemy się mottem poznanego w Hermanus Afrykanera: „Every day is a good day.”


Wszystkie artykuły:

Zapraszam na Zgrupowanie w Rimini 11-26.02.2012
(2012-01-04, 22:00)
Zapraszam na Zgrupowanie w Rimini 11-26.02.2012
Obóz treningowy – Rimini Wszystkich, którzy chcą jak najlepiej przygotować się ...
więcej
Obozy treningowe 2012
(2012-01-04, 20:00)
Obozy treningowe 2012
Wszystkich, którzy chcą jak najlepiej przygotować się do sezonu startowego ...
więcej
Film Salzkammergut 2011
(2011-09-29, 10:00)
Film Salzkammergut 2011
Słynny Salzkammergut był moim najważniejszym maratonem w 2011 roku, a może ...
więcej
Sportkonsulting i Inkospor
(2011-09-28, 10:00)
Sportkonsulting i Inkospor
Wiedząc jak wiele czynników składa się na wynik, staram się ...
więcej
MTB Marathon – Istebna – 24.09.2011
(2011-09-25, 22:00)
MTB Marathon – Istebna – 24.09.2011
W sobotę wybrałem się na maraton z cyklu Powerade MTB ...
więcej
TVP Rzeszów - Młodzi na start – 24.09.2011
(2011-09-24, 22:00)
TVP Rzeszów - Młodzi na start – 24.09.2011
W ubiegłą sobotę w telewizji TVP Rzeszów obejrzeć można było ...
więcej
Copyright © 2010 Piotr Sarna All rights reserved.