2012-03-26, 20:00Etap 1 – Robertson [RPA] – 26.03.2012

Podczas Absa Cape Epic 2012 relacje z rywalizacji na trasie każdego etapu wysyłałem dla portalu Bikeworld.pl, gdzie ukazywały się razem z podsumowaniem danego dnia i wynikami. Zapraszam do przeczytania całości na stronie portalu Bikeworld.pl, poniżej nasze wrażenia:

Po wczorajszej czasówce, dziś wyścig rozpoczynał się naprawdę. Pierwsze sektory startują o 7:00, my jesteśmy w „B”. Razem z nami zawodnicy z miejsc 50-150. Z wczorajszym wynikiem dosłownie otarliśmy się o sektor A, ale cóż. Wstajemy przed 5, obozowisko rozświetlają reflektory. Szybko lecimy na śniadanie, które właśnie się zaczyna. Szybkie przygotowania i pędzimy jak najwcześniej do sektora. Ustawiamy rowery i wyskakujemy dokończyć swoje sprawy. Na kilka minut przed startem jesteśmy gotowi. Dziś nie ma już takich emocji, jak przed wczorajszym startem. W głowie mamy plan do wykonania. Ruszamy żwawo, wykorzystujemy każde miejsce, by przebić się do przodu. Wiemy, że gdy zjedziemy z asfaltu znacznie się to utrudni. I rzeczywiście, szybko wpadamy na szuter. Tumany kurzu wznoszą się w powietrze. Widoczność zerowa. Mimo to prędkość pod 40 km/h. Pierwsze 15 kilometrów to małe chopki, po 30-50 metrów w pionie. Fajnie rozgrzewają nogę i formują stawkę. W pewnym momencie jest opcja przeliczenia stawki, szacuję około 65-70 osób przed nami. W porównaniu do wczoraj, jesteśmy już sporo z przodu. Tętno, nogi i oddech przyzwoicie. Nie szarżujemy. Wpadając na szerszy szuter formują się grupki, jesteśmy z 3 innymi teamami. Znajomy Australijczyk zachęca do współpracy. Jego krajanie ochoczo się tego podejmują. My łapiemy oddech, zaraz zacznie się długi podjazd. Jakieś 400 metrów w pionie. Na trudniejszych technicznie odcinkach stawka się rozrywa. Mając w głowie treningi na korbie z pomiarem mocy nadaję tempo. Wjeżdżamy między góry i wrzucamy żółwia. Momentami wszyscy podbiegają, albo nie… wspinają się. Teraz przeglądam wykres z Polara, prędkość wznoszenia około 800 m/h. To przez podłoże. Luźne, nierówne. Piach i kamienie, a jak nie to niskie krzaczki. Oczywiście ostre. Zapomniałem dodać, że nastąpiła zmiana w pogodzie. Od rana ciężkie, szare chmury wisiały nad Robertson. Było chłodniej, za to dużo wyższa wilgotność. Na szczycie jedziemy w tych chmurach, pot leje się ciurkiem. Koszulka nadaje się do wykręcenia. Od szczytu podobną ścieżką lecimy w dół. Zjazd zbiera swoje żniwo. Bez płaskiego odcinka zaczynamy kolejną ścianę. Nad głowami przelatuje nam helikopter, czołówka już pewnie na szczycie, ale cały peleton rozciągnął się tak, że wszyscy jadą jeden za drugim. Jak okiem sięgnąć - w przód i w tył. Tym w górze zazdrościmy, w dole współczujemy.

Teraz znów czeka nas kilka mniejszych podjazdów. Na szerszych drogach lecimy dużymi grupami. Rozkręcam do 50 km/h, łapiemy pojedyncze teamy. W międzyczasie dolałem wody na bufecie, teraz już z prawie pustymi zbliżamy się do „waterpoint 2”, gdzie czekają na nas gotowe Power Drinki. Wyszło również słońce i przygrzewa z nieznaną nam siłą. Na podjeździe Arek mówi, że chyba schodzi mi powietrze z tylnego koła. Czuję, że jedzie się ciężej. Myślałem, że to tylko przez piasek. Rzeczywiście jest mniej, ale nie schodzi dalej. Szykuję nabój. Wykorzystuję podbieg, żeby napompować. Grupka odjeżdża, sam zaczynam odrabiać niewielką stratę. W końcu dostajemy bidony. To dopiero 56 kilometr i jakieś 2:45 jazdy. Posilamy się Energy barem i aplikujemy kolejny magnez. Te fiolki umożliwiają nam jazdę.

Od 68 kilometra zaczniemy kolejny podjazd na ponad 300 metrów w pionie. Zwykle zdobywanie takiego szczytu zajmowało 15-18 minut. Nie w Afryce. Podjeżdżamy 30 minut. Z wykresu pamiętamy jeszcze jeden, dwa, ale kilometrów mamy do pokonania 45. Szybko okazuje się, że to nie koniec wspinaczki. Po zjeździe widzimy kolejny trawers i powoli przesuwających się kolarzy. Rozgrzana ziemia emituje ciepłem, wiatr w zasadzie nie odczuwalny (max temp na Polarze to 41 stopni!). Zaczyna się płaski odcinek, ale łatwo nie będzie. Podłoże jest bardzo nierówne, wybija z rytmu a jadąc z grupie wdycha się kurz. Gorąco doskwiera, Arek odczuwa przykurcze. Na trzecim, ostatnim bufecie, tankujemy już prawie puste bidony. Poszło już ponad 4 litry. Droga dłuży się niemiłosiernie. Wyglądamy w oddali mety. Tak mija nam ostatnia godzina. W końcu jest tablica oznajmiająca, że jeszcze „tylko” 5 kilometrów. Wypijamy ostatki picia. Na mecie czeka na nas Recovery, obsługa podaje też mokre ręczniki. Przejechanie dystansu 115 kilometrów i 2350 m w pionie zajęło nam 5 i pół godziny. Nie sądziliśmy, że będzie tak ciężko. Cieszymy się z braku defektów, oby tak do końca. Równą jazdą awansujemy z 44 na 31 pozycję w kategorii i z 55 na 38 open. Mamy sektor A, przeznaczony dla zawodników z miejsc 6-50. Super. Teraz zaczyna się kolejny wyścig, wyścig o jak najlepsze przygotowanie na jutro.


Wszystkie artykuły:

Przemyśl
(2010-05-01, 20:00)
Przemyśl
Drugi artykuł w Gazecie Codziennej Nowiny opisuje inauguracje regionalnej ligi ...
więcej
Wrocław
(2010-04-25, 20:00)
Wrocław
Pierwszy w sezonie ’10 artykuł w Gazecie Codziennej Nowiny opisuje ...
więcej
Obóz treningowy - Rimini - 19-29.03.2010
(2010-03-29, 10:00)
Obóz treningowy - Rimini - 19-29.03.2010
wkrótce...
więcej
Obóz treningowy – Rimini – 11-27.02.2010
(2010-02-28, 20:00)
Obóz treningowy – Rimini – 11-27.02.2010
Moje pierwsze zgrupowanie przed sezonem startowym odbyłem w 2008 roku ...
więcej
Raport z Rimini - mtbnews.pl
(2010-02-24, 20:00)
Raport z Rimini - mtbnews.pl
Krótka informacja na portalu mtbnews.pl o moich treningach podczas zgrupowania w ...
więcej
Wywiad o przygotowaniach do Transalpu 2010 - mtbnews.pl
(2009-12-13, 20:00)
Wywiad o przygotowaniach do Transalpu 2010 - mtbnews.pl
Kilka dni po zapisach na Transalp 2010 opowiadam, dla portalu ...
więcej
Copyright © 2010 Piotr Sarna All rights reserved.