2011-08-10, 22:00BM w Świeradów i MME w Seiffen - 6-7.08.2011

 

Świeradów

Tydzień odpoczynku po Salzkammergut pozwolił mi dojść do siebie i mając dwa tygodnie do kolejnego startu chciałem zrobić kilka mikrocykli dla podtrzymania formy. Duże natężenie startów ostatnimi czasy powodowało, że na treningi nie wybierałem się w ulubione górskie tereny w okolicach Rzeszowa i Strzyżowa. Dlatego teraz chętnie ruszyłem na wyznaczone pętle, przy okazji sprawdzając czasy, w jakich je pokonuję. I choć pozytywnie mnie zaskakiwały, to przeciwnikiem stała się pogoda. Poniedziałek - końcówka w deszczu. Wtorek – znów robiąc podjazdy łapie mnie deszcz, próbuję kontynuować, ale klocki znikają, pada co raz mocniej i znacznie się ochładza. Wracam. Środa – widząc, co się święci, wracam wcześniej w okolice miasta i po raz kolejny nie udaje mi się dokończyć zaplanowanego dystansu. Również cały deszczowy i zimny weekend pokrzyżował moje plany. Nie chciałem ryzykować przeziębieniem, a wiedziałem, że w tak krótkim czasie forma nie spadnie, ani znowu bardzo jej nie podbuduję. Prawdopodobnie później brak treningów da o sobie znać, ale będąc już po głównych startach jakoś to przeboleję. Nie mniej taka sytuacja drażniła psychikę. Tydzień przed Seiffen zmniejszałem już natężenie, ale i tak zdążyło mi się wracać w konkretnym deszczu. W czwartek udało mi się już bez przeszkód polecieć swoją standardową, przedwyścigową traskę. Życiówka na testowym podjeździe podbudowała morale. Wahałem się nad startem w Świeradowie, ale po ostatecznej kalkulacji punktów i oceny dyspozycji, chciałem i tam wystartować. Postanowiłem sobie, że jedynie pogoda może zmienić tą decyzję.

Dzień wyjazdu jak zwykle w biegu, tym bardziej, że chcemy ruszyć wcześniej. Droga daleka. Odkładam przejażdżkę na wieczór. Korki powodują, że szybko zaczynam tracić na nią nadzieję. Zbliżając się do Bolesławca jest już wieczór. Wspominając dobrze wyjazd na Malevil Cup, kiedy zatrzymałem się na obiad w Opałkowej Chacie, tym razem również ją wybieram i zamawiam danie, które wówczas przyniosło mi pierwsze miejsce:).

bm_swieradow_193_t9o1705193_400W pensjonacie meldujemy się przed 23, przejażdżkę zamieniam na więcej spania. Dopiero rano wyciągam rzeczy i przygotowuję rower. Muszę założyć Arka hamulec, bo mój ciągle czeka w kolejce na reklamację… Robię to podjadając musli i makaron. Jest ciepło, prawie bezchmurnie. Czuję się wypoczęty, mam ochotę na ściganie. Rower działa jak należy, na rozgrzewkę pokonuję pierwszy podjeździk i ustawiam się na starcie. Cel jest taki, żeby przejechać spokojnie Giga. Da mi to ciągle jedną edycję w zapasie do końcowej klasyfikacji.

Od startu utrzymuję się w początkowej grupce, jednocześnie nie przekraczając założonych stref. Dobrze. Po 10 minutach podjeżdżania jest krótki zjazd i po nim będzie podjazd, który prawdopodobnie ułoży cały wyścig. Rzeczywiście ktoś atakuje, ja jadę swoje, można powiedzieć treningowo, obserwując zachowanie się tętna i swoje odczucia. Na szczycie jestem po 30 minutach, szybko sklecają się jakieś grupki i w nich podążam dalej. Od tego momentu wyścig przebiegał już bezpłciowo. Zmiany były szarpane, bo nie wszyscy chcieli współpracować. Na szczęście obecna pozycja mnie satysfakcjonowała i nie musiałem nikogo samotnie gonić. Dwie pętle przejechałem w podobnym czasie. Brak skoków i ataków powodował, że był to bardziej trening tempa niż wyścig.

 

 

Seiffen

img_8612_400Po wyścigu szybko zebrałem się do pensjonatu, Recovery, prysznic i makaronik. W głowie był już tylko jeden cel – Seiffen. Wyjeżdżając wstąpiłem na dekorację. 4 miejsce open i pierwsze w kategorii. Byłem zadowolony z decyzji o wystartowaniu w Bike Maratonie. Do Seiffen mieliśmy około 250 kilometrów, na miejsce dotarliśmy po 21. Kilkanaście minut za późno by jeszcze tego dnia się zapisać. Trudno. Odszukaliśmy pensjonat, trochę oddalony od startu, ale za to w pobliżu środkowej części trasy. Razem z Asią ustaliliśmy miejsce, w którym będę łapał bidony. Szybka kolacja i do spania, bo jutro pobudka przed 6.

W niedzielę obudziłem się o 5:40. Czułem się wypoczęty, ale uznałem, że mam jeszcze kilka minut i zamknąłem oczy. Budzik obudził mnie o równej 6 i wtedy już nie miałem takiego uczucia, ciekawe:D Trudno, trzeba było się zbierać. Zalałem musli i pojechałem się zarejestrować. Dopiero jak wróciłem wyciągnąłem rower. Lekko kropił deszcz, zapowiadało się błoto. Przynajmniej nie będzie gorąco. Szybko ogarnąłem sprzęt i założyłem nowy łańcuch. Na koniec numerek. Zaglądam do koperty i nie mogę znaleźć chipa. O co chodzi? No nic trzeba się zbierać i przed startem wszystkiego się dowiem. Po 8 przestało kropić i na start jechałem prawie po suchym. Teraz w miasteczku zawodów było już mnóstwo kolarzy. Spotykam kilka osób z poprzednich edycji i znajomego z Texpa-Simplon. Pytam go o chipa. Coś mi tłumaczy, ale nie do końca jestem pewien, czy dobrze rozumiem, że coś będą dawać na trasie:D. Podjeżdżam do sektora, jest już sporo osób, myślałem, że uda mi się stanąć bliżej. W szerokim sektorze ciężko zlokalizować namierzonych zawodników. Najpierw mamy 12 kilometrów rozjazdowej pętli, może podczas niej ich znajdę i przebiję się bardziej do przodu. Do 9:00 zostało kilka minut, myślę nad swoją dyspozycją. Nie odczuwam, żeby wczorajszy start negatywnie na nią wpłyną.

sportograf-20932984_lowres_400Ruszamy! Tempo kontroluje policja i samochody organizatora. Jedziemy bardzo powoli. Jest ciasno, a wzdłuż drogi stoją kibice, nikt z kolarzy nie zamierza się przeciskać. Dopiero po kilku minutach dojeżdżamy do drogi wyjeżdżającej z miejscowości. Znam ją, bo prowadziła również do mojego pensjonatu. Jadę już z przodu, mogę kontrolować sytuację na podjeździe, grupa się naciąga. Liczę rywali i szukam „groźnych” numerków. Zdaję się, że nie tylko ja się rozglądam, dzięki czemu tempo nadal jest spokojne. Wspólnie odnajdujemy się i kiwamy do siebie z uśmiechem, wiedząc, że najbliższe godziny spędzimy na rywalizacji o miejsce w klasyfikacji generalnej Marathon Man Europe.

12-kilometrowa pętla mija szybko. Nikt jeszcze nie próbował uciekać i rozrywać dużej grupy. Na kilkaset metrów przed rozpoczęciem jednej z trzech 28-kiloemtrowych pętli rozpoczyna się sprint. Ostry zakręt i wjeżdżamy w wąską asfaltową uliczkę. Wzdłuż niespełna 500 m podjazdu o nachyleniu do 20% stoją ludzie z dzwonkami, grzechotkami i innymi atrybutami kibica. Na pewno jest ich więcej, niż wszystkich ludzi mieszkających w tej małej miejscowości, jaką jest Seiffen. To dodaje niesamowitego powera! Na tym odcinku wyciągamy ponad 1750 m/h! Szok! Tętno 177ud/min, wyższe od maxa ze Świeradowa, a przecież jadę dzień po wyścigu… To rozwiewa moje wątpliwości, co do zmęczenie po wczoraj. Spiker wyczytuje po kolei nazwiska, udaje mi się utrzymać w pierwszej piątce i tak wpadamy na ścieżki. Najpierw droga prowadzi ostrymi ściankami do góry, potem dłuższy zjazd momentami w głębokim, ale dość przyczepnym błocie. Widać opady zrobiły swoje. Przez chwile przypomina mi się jeden z Pucharów Tarnowa, który rozgrywany był podczas ulewy. Wtedy klocki zniknęły bardzo szybko. Kolejne podjazdy również są po mokrym, ale na szczęście grunt jest przyczepny. Straciłem kilka pozycji, ale nie wyprzedzili mnie moi rywale. Jadę natomiast z zawodnikiem nr 2, który zwyciężył w mojej kategorii w ubiegłym roku. Odpowiada mi jego tempo, dodatkowo widzę, że dobrze zna trasę, dlatego przez dłuższy czas się z nim utrzymuję. Na technicznym zjeździe, przy tłumie dopingujących kibiców trochę mi odjeżdża. Na dole jest bufet, na którym obsługa oprócz bidonów i jedzenia ma przygotowane myjki. Każdemu myją numerek, można też oczywiście opłukać napęd. Bidonu jeszcze nie wymieniam, teraz następuję najdłuższy podjazd, na szczycie którego rozstawiłem moją obsługę;). Dojeżdżam „2-kę” i przyśpieszam przed końcem. W świetnym miejscu czeka na mnie Asia, a towarzyszy jej właścicielka pensjonatu, w którym spaliśmy. To dodaje mi dodatkowego powera i zmotywowany dojeżdżam do grupki jadącej przed nami na około 9-12 pozycji. Zbliżamy się do końca pierwszego okrążenia.

sportograf-20928585_lowres_640

Tempo jest wysokie, dodatkowo znowu zaczyna padać, co na pewno wydłuży czas wyścigu. Nie mniej w głowie odliczam już kilometry do końca i cieszę się, że wszystko dobrze idzie. Przeleciała mi nawet myśl: „639 km na trasach całej serii Marathon Man Europe bez żadnego defektu, ale mam szczęście!” Niestety, niedługo po tym na spokojnym podjeździe po trawie rozcinam bok opony i słyszę jak powoli schodzi powietrze. Płyn nie jest wstanie uszczelnić takiego rozcięcia, przechylam rower, ale mając w głowie kolejne dwie 26-kilometrowe pętle postanawiam od razu założyć dętkę. Koło nie jest teraz bardzo obłocone i w miarę sprawnie się z tym ogarniam. Niestety tracę sporo pozycji. Najpierw nr „2”, potem wśród przejeżdżających zawodników widzę „5” i „65” – rywali z klasyfikacji MME. Przez chwilę spokojny o losy generalki teraz znów mogę mieć problem.

new_bottle_interim_result_400

Ruszam, ostudzony organizm po kilku mocnych szarpnięciach w pedały daje przed skurczowe sygnały. To studzi moją pogoń, aplikuję magnez i popijam power drinkiem. Trzeba dalej jechać z głową. Do końca pętli staram się zapamiętać trasę, pojadę tędy jeszcze dwa razy… Kolejną pętlę rozpoczynam mając na zegarku 1 godzinę 40 minut jazdy. Na sztywnym podjeździe w okolicy startu znów mnóstwo kibiców. Powoli łapię rytm. Nie wiem ile osób mnie wyprzedziło, ale ciężko mi urywać tych, z którymi teraz jadę. Poziom jest strasznie wyrównany. Daję z siebie wszystko na podjazdach. Padający deszcz sprawia, że zjazdy stały się jeszcze bardziej niebezpieczne. Za cel mam teraz dogonienie rywali z MME. Tak mija mi druga pętla. Asia podaję stratę do przygotowanych na liście zawodników. Jednego już prawie mam. Znów poprawia mi morale. W połowie trzeciej pętli dostrzegam Bastiana. Zbieram siły by jak najszybciej go wyprzedzić. Wyraźnie opadł z sił. Przejeżdżając koło Asi, informuje mnie, że „65” jest zaraz przede mną i nie może mi zagrozić.

Po raz drugi ostrożnie przejeżdżam po trawie, gdzie na pierwszej pętli złapałem gumę. Zaraz za nią punkt kontrolny – łapię kolejną recepturkę. Spytacie, że co? Tak jak wspomniałem wcześniej, przed startem dowiedziałem się, że nie ma chipów, tylko coś będą dawać. Ciężko wtedy było sobie to wyobrazić. A wyglądało to tak: Na odsłoniętym podjeździe stali ludzie organizatora ze zwojami gumek recepturek na rękach. Dla każdego zawodnika przygotowywali jedną, tak, że ten przejeżdżając wyciągał tylko rękę, a oni zakładali mu ją jak obrączkę na nadgarstek. Oczywiście spisywali również numerki na kartki. Dzięki temu, po przyjeździe na metę od razu wiedzieli, z jakiego dystansu jest dany zawodnik, czy przejechał wszystkie pętle. Ciekawy pomysł, ale czy bezawaryjny? Ja na szczęście dowiozłem wszystkie i po 4 godzinach 32 minutach i 37 sekundach zameldowałem się na 17 pozycji open i 8 w kategorii. Cieszyłem się przede wszystkim z ukończenia całego cyklu na pierwszym miejscu w kategorii!

img_8633p_400Na podsumowanie przyjdzie jeszcze czas, ale już teraz chciałbym wszystkim podziękować za wsparcie. Przede wszystkim Asi, która bez względu na pogodę stała na trasie, a na co dzień wspierała również w przygotowaniach. Dziękuję rodzinie i wszystkim znajomym, którzy przyczynili się do tego sukcesu. Świetną robotę zrobił Arek i Piotrek pomagając mi na Salzkammegut i Malevil Cup. Oczywiście moje wyjazd nie doszłyby do skutku, gdyby nie pomoc sponsorów. Dziękuję tym bardziej, że dzięki ich pomocy udało mi się to zrobić na tak wysokim poziomie. A są nimi: SZiK - części samochodowe, Martombike, Radio Eska, Miasto Rzeszów, Resgraph, Greinplast, KU AZS PRz, CSO Inkospor, CoolGym, CSTR, TPM, 7Anna, Formicki-bike i Harfa-harryson.

Zdjęcia od www.sportograf.com


Wszystkie artykuły:

Mistrzostwa Świata - Montebelluna
(2011-06-26, 10:00)
Mistrzostwa Świata - Montebelluna
Niestety już po raz kolejny Mistrzostwa Świata obserwuję jako kibic. ...
więcej
GC Nowiny - 7. MME_Jablonne (Malevil Cup)
(2011-06-21, 22:00)
GC Nowiny - 7. MME_Jablonne (Malevil Cup)
Jeden z trudniejszych wyścigów jakie jechałem. Dodatkowym utrudnieniem były warunki ...
więcej
MarathonMan Europe 3 – Jablonné v Podještedí- 18.06.2011
(2011-06-20, 20:00)
MarathonMan Europe 3 – Jablonné v Podještedí- 18.06.2011
Aktualizacja - filmik i wykres na końcu. Układając kalendarz startów przed ...
więcej
MME_Willingen - MTBNews.pl
(2011-06-18, 22:00)
MME_Willingen - MTBNews.pl
Relacja z drugiej edycji MarathonMan Europe w Willingen na portalu MTBNews.pl ...
więcej
GC Nowiny - 6. MME_Willingen
(2011-06-15, 22:00)
GC Nowiny - 6. MME_Willingen
Tydzień po etapówce Trans Germany, w miejscowości w Willingen w ...
więcej
MarathonMan Europe 2 - Willingen - 12.06.2011
(2011-06-15, 20:00)
MarathonMan Europe 2 - Willingen - 12.06.2011
Moje przygotowania i kilka dni przed wyścigiem wyglądały następująco. Niedziela, 12 czerwca ...
więcej
Copyright © 2010 Piotr Sarna All rights reserved.