2011-06-01, 22:30TransGermany - etap 1 - Sonthofen->Pfronten - 01.06.2011

Dokładnie 8 lat temu jechałem na mój pierwszy w życiu maraton. Wówczas był to Kraków, teraz mój kolejny start na dzień dziecka to Międzynarodowa Etapówka TransGermany. Wtedy marzyłem po prostu o udziale w wyścigu, teraz chciałbym zająć takie miejsce jak te 8 lat temu;) A tak naprawdę to dobrze by było zmieścić się do pierwszego sektora…

Obserwując od kilku dni pogodę spokojnie nastawiałem się na przepowiadane opady w noc poprzedzającą wyścig. Pobudka o 6:30, kontrolnie spojrzałem przez okno – jeszcze lekko mży, ale tak jak było na pogodach, wygląda, że wciągu dnia będzie już spoko. Szybkie, standardowe śniadanko. Przygotowuję bidony i znoszę przygotowane wczoraj rzeczy do auta. Ruszamy przed 8. Do Sonthofen mamy niecałe 60 km, częściowo autostradą. Asia kieruję, ja piszę te kilka słów popijając Power Drinka i przegryzając LowGi. Od czasu do czasu zerkam sobie na wykres dzisiejszego etapu, ale wiem, że znam go już na pamięć. Tym bardziej ostatnie 20 kilometrów trasy, które wczoraj przejechałem.

Wybiła 8:30, dojeżdżamy na miejsce startu, zakładam świeżutkie buty Mavic Fury XC, które przyjdzie mi dziś godnie ochrzcić na ich pierwszym wyścigu. O 9:00 stanę w kolejce do sektora, żeby ładnie ustawić sięprzy lini, zaraz za VIPami. To tyle na razie, do usłyszenia później…

img_1145_640

Tak jak wcześniej napisałem, w pełni ogarnięty na godzinę przed startem zacząłem kręcić się w pobliżu bramki do sektora. Gdy pozwolono wchodzić szybko zająłem miejsce z boku przy linii. Kilka fotek i Asia ruszyła na pierwszy punkt, gdzie przechwycę od niej bidon. 15 minut przed startem zaczęli schodzić najlepsi, między innymi Karl Platt, a ja przecisnąłem się trochę do przodu między nimi. Karl na 5 minut przed startem zorientował się, że ma niedokręconą tarczę z tyłu, a że jego mechanik był jeszcze na miejscu, to szybko naprawili mogącą się źle skończyć usterkę. Miałem okazję potrzymać jego ciężki rower i zamienić kilka słów, na koniec przybijając żółwika pożyczyliśmy sobie udanego ścigania;).

Punktualnie o 10:00 ruszyliśmy na trasę pierwszego etapu. Prowadzeni przez policję i motory tempo było spokojne, ale nikt nie naciskał, toteż spokojnie można było wkręcić nogi. A trochę się tego obawiałem, bo chwile stałem na starcie i nie miałem jak prawidłowo przeprowadzić rozgrzewki. Po 45 minutach byłem na szczycie 13 kilometrowego podjazdu, na serpentynach próbowałem doliczyć się zawodników jadących przede mną, chyba około 42-45. To taki plan minimum, zapewniający start z pierwszego sektora następnego dnia (wchodzi 50 os. z kat. MEN). Oczywiście organizator nie czekał z atrakcjami i już na pierwszym podjeździe kilka razy zeskakiwaliśmy z rowerów. 4-kilometrowy zjazd z 600 metrami w pionie szybko przypomniał mi zapach rozgrzanych klocków z Transalpu, mimo tego, że atmosfera sprzyjała ich chłodzeniu, na szczycie było 7 stopni i lekko siąpił deszcz. Uczucie to dodatkowo potęgowała mrożąca woda spływająca jeszcze z wyższych partii gór.

Na dole w miejscowości Bad Hindelang czekała Asia z bidonem, krzyknęła również, że jadę na 42 pozycji. Ok., teraz dokładnie będę śledził zmiany i liczył głowy;). Rozpoczął się kolejny 7 kilometrowy podjazd, który pokonałem w 30 minut, generalnie nie poprawiłem ani nie pogorszyłem pozycji, chodź przetasowania były spore. Kolejny zjazd, na którym trzeba było walczyć z wychłodzeniem i do pokonania kolejne 500 metrów w pionie z drobnymi przerywnikami na 10 kilometrach. Zaczynam jechać z gościem z Cube’a, twarz znajoma, początkowo wydaje mi się, że go nie utrzymam, ale z czasem noga się wkręciła i to ja przed szczytem zaatakowałem. Złapałem dwóch kolejnych zawodników, m.in. znajomego z Texpa-Simplon, z którym rywalizowaliśmy na Transalpie. Kolejny zjazd prowadził do kolejnego punktu spotkania z Asią. Łapię bidon, kontrola pozycji i lecimy. Od tego miejsca trasa jest mi znana, wczoraj przejechałem sobie ostatnie 20 kilometrów trasy. Zaczynam doganiać kolejne osoby, które słabną z wychłodzenia, sam również czuję, że temperatura robi swoje. Wciągam jeszcze żelka Inkosporu, magnez i guaranę. Do mety jeden krótszy i jeden długi na 300 metrów w pionie podjazd. Do ostatniego szczytu kasuję 5 osób. Ewidentnie noga mi się rozkręciła;) Zjazd pokonuję wspólnie z kolejnym znajomym z Transalpu, fajnie znów się zobaczyć. Dogamiamy jeszcze dwójkę zawodników i w czterech wypadamy na końcowe płaskie kilometry. Trochę po zmianach, ale gdy tempo spada, to ja staram się zaciągnąć, żeby nie mieli czasu na odpoczynek. Asia i Fridel stoją kilkaset metrów przed metą, co znów dodaje mi skrzydeł i zaczynam długi finisz z grupy. Udaję się, wpadam na metę na 35 pozycji open i 31 w kategorii. Nie spodziewałem się. Ucieszony łapię bidon z Recovery i rozkręcam nogi. Czas do kolejnego etapu trzeba maksymalnie wykorzystać.


Wszystkie artykuły:

Wesołych Świąt!
(2010-12-24, 10:00)
Wesołych Świąt!
Z okazji zbliżających się Świąt, pragnę złożyć wszystkim najserdeczniejsze życzenia, zdrowia, szczęścia, ...
więcej
Mezzana - 10-19.12.2010
(2010-12-20, 10:00)
Mezzana - 10-19.12.2010
Ostatni tydzień spędziłem we Włoskim rejonie Val di Sole. Tam ...
więcej
Zajęcia spinning!
(2010-12-06, 20:00)
Zajęcia spinning!
Zapraszam wszystkich na spinning do Strzyżowskiego Centrum Sport, Turystyki i ...
więcej
Biegówki odpalone!
(2010-12-05, 22:00)
Biegówki odpalone!
Zima na całego! Jeszcze kilka dni temu myślałem, że pierwsze swoje ...
więcej
Aktualizacje - 5.12.2010
(2010-12-05, 10:00)
Aktualizacje - 5.12.2010
05.12.2010 Kategoria Treningi zaktualizowana. Zachęcam do przeczytania moich relacji z odbytych ...
więcej
Pierwsze plany na nadchodzący sezon
(2010-11-29, 22:00)
Pierwsze plany na nadchodzący sezon
Po podsumowaniu sezonu 2010 przyszedł czas na zastanowienie się, co ...
więcej
Copyright © 2010 Piotr Sarna All rights reserved.