2008-03-16, 10:00Obóz treningowy - Rimini - 29.02-16.03.2008

Obóz treningowy Rimini 29.02-16.03.2008

Po wypadku 18 grudnia 2007 roku, kiedy to zostałem potracony przez samochód, miałem kilkutygodniowy przymusowy odpoczynek od roweru. Byłem już w trakcie przygotowań, miałem za sobą cykl adaptacji na siłowni i chciałem przechodzić do fazy siły. Ponieważ na uczelni wypadek również pokrzyżował moje plany, zdecydowałem się na urlop zdrowotny. Gdy w połowie stycznia wznawiałem treningi musiałem wszystko zaczynać od początku. Miałem więcej czasu, ale przecież nie da się nadrobić 2 miesięcy. Luty nie sprzyjał treningom w Polsce, chodź z uporem starałem się je realizować. Pomyślałem, że zgrupowanie to jest to, co może mi pomóc. I to był strzał w dziesiątkę.

29 lutego z grupą znajomych udałem się po raz pierwszy do włoskiego Rimini. Na wyjazd przygotowałem profesjonalne zaplecze regeneracyjne: kompletną suplementację, olejki, a całość dopełniał masażysta. Dzięki temu, regeneracja po treningu mogła przebiegać możliwie najszybciej. To znowu pozwoliło mi skumulować ilość godzin treningowych, których założyłem na cały wyjazd ponad 60. Przed wyjazdem dzięki specjalnej mapce zapoznaliśmy się wstępnie z okolicznymi terenami.

rimini_2_640

1 marca dotarliśmy na miejsce, kilkanaście godzin wcześniej, temperaturę bliską dwudziestu stopni, było ciężko sobie nawet wyobrazić. Hotel był usytuowany kilkadziesiąt metrów od morza. Zapewne ruchliwa w lecie, biegnąca cały czas wzdłuż brzegu, promenada stanowiła dla nas spokojne miejsce rozgrzewki, czy wieczornych rozjazdów. Na rano zaplanowałem krótki rozruch i rozciąganie na plaży. Wieczorami również lubiliśmy się przechadzać przy łagodnym szumie fal. Apartamenty na 6 piętrze w hotelu mieliśmy dwa – jeden z widokiem właśnie na morze, drugi z tym, co zdecydowanie bardziej nas ciągnęło, pięknymi wzgórzami San Marino.

dscf9092_400Do 5 marca przepracowaliśmy pełny cykl. Pierwszego dnia było nieco luźniej i mieliśmy czas na kilka fotek z położonego na 700 metrach San Marino, ale kolejny dzień to już prawdziwy trening siłowy połączony z wieczornym rozjazdem. Następnego dnia długi dystans po nowych terenach, które nie raz tak nas zachwyciły, że staraliśmy się uwieczniać je na fotkach, robiąc je nawet w ruchu. Po tych kilku dniach słonecznej pogody, temperatury dochodzącej do 30 stopni, którą niektórzy wykorzystywali, leżąc po treningu na balkonie, do poprawiania kolarskiej opalenizny, nastąpiło małe załamanie pogody. Co prawda deszcz nie był bardzo zimny, ale ciągłe jeżdżenie w nim nie należało do przyjemności.

 

6 marca okazało się, że pogoda nie chce się poprawić, wybraliśmy się na przejażdżkę, dając jej czas do jutra. Co by nie było, na kolejny dzień zaplanowaliśmy podjazdy. Nasza mobilizacja i hart ducha została wystawiona na próbę, ale tak jak postanowiliśmy, pojechaliśmy na podjazd, na którym ostatnio wykonywaliśmy podjazdy. Startując w odstępach czasowych, każdy mógł pilnować swoich zakresów. Mijając się, kibicowaliśmy sobie nawzajem. To pozwoliło przetrwać nam do końca, niektórym rower, a dokładnie przez zużyte klocki hamulcowe, odmówił posłuszeństwa, ale był to dla nas prawdziwy trening psychiki. I daliśmy radę!

dscn1882_400W kolejne dni już się pogoda unormowała, nie było takich upałów, ale też nie padało, a temperatura w okolicach 20 stopni i tak pozwoliła „jeździć na krótko” W pierwszy dzień po opadach, gdy wyjechaliśmy powyżej 700 metrów zobaczyliśmy na poboczach świeży śnieg. Dodawało to mrocznego klimatu treningowi po nowych okolicach, z górującym nad wszystkim zamkiem w San Leo. Po kilku konkretnych podjazdach kierujemy się w drogę powrotną, gdzie spotykamy liczną grupę Włochów. Chwilę jedziemy wspólnie, ale zauważamy, że tempo jest podkręcane, tak jakby chcieli nas zgubić. Jesteśmy już nieco zmęczeni, ale to dodaje nam Powera i zaczynamy odpowiadać tym samym. Duża grupa szybko uszczupla się z kolejnych kolarzy. Droga lekko opadała w dół, prędkość w okolicach 50km/h, banan na twarzy. Zbliżamy się do kilku hopek, które pokonujemy w interwałowym tempie, kasując ataki ostatnich Włochów. Na ostatnim poprawiamy na dobre i żegnamy się słowami „we are from Poland!”

Na każdy dzień wybierając nowe tereny i drogi, poznajemy miejsca, do których szczególnie chcielibyśmy wrócić. Taki był również podjazd do miejscowości do miejscowości Gemmano. Dość stromy, ale w miarę równo nachylony z praktycznie zerowej długości odcinkami prostymi. Cały czas zakręty o różnym kącie, szykany i tym podobne atrakcje, które dostarczają adrenaliny podczas zjazdu. Wybieramy go na kolejny trening siłowy. 100 minut spędzone podjeżdżając, w ostatni zaplanowany tego typu trening na obozie, musi przynieść pozytywne rezultaty w sezonie:).

imga0204_400W luźniejszy dzień wybraliśmy się ponownie na drogę nazywaną „Panoramica”, wijącą się kilkadziesiąt kilometrów na wysokim klifie. W końcu na spokojnie oglądaliśmy widoki i robiliśmy sobie zdjęcia. Wyjazd zbliżał się ku końcowi, ale mieliśmy zaplanowane jeszcze kilka atrakcji. Oprócz kolejnych nowych górskich etapów, chcieliśmy jednego dnia zaliczyć najwyższy w okolicy szczyt Monte Carpegna i przejechać trasą wjeżdżającą na krótko do Toscanii. Udało się zrealizować tylko ten pierwszy punkt, a to dlatego, że od wysokości 1000 metrów w zacienionych miejscach w lesie leżał śnieg. Nie mniej z uporem dążyliśmy do osiągnięcia wierzchołka. Na drodze tej często trenował Marco Pantani, który teraz, jako wspaniały pomnik wita nas przy podnóżu podjazdu.dscn2149_400

 

15 marca, w dzień wyjazdu, poszliśmy jeszcze na krótką przejażdżkę wzdłuż wybrzeża. Każdy chciał nacieszyć się widokami i pooddychać ciepłym powietrzem. Wiedzieliśmy, że za kilkanaście godzin przyjdzie nam zmierzyć się z Polską rzeczywistościa…

 

Podczas tego zgrupowania w 60 godzin przejechałem prawie 1500 kilometrów pokonując ponad 20 000 metrów w pionie. Odcinki testowe przejechane przed jak i po powrocie z obozu dały jednoznaczną odpowiedź jak duże korzyści odniosłem dzięki takiemu wyjazdowi. Z niecierpliwością wyczekując pierwszych starów mam dodatkową motywację do treningów.

Ale ze grupowania wracam nie tylko z wyższą formą. W pamięci zostaną przepiękne widoki, kręte drogi oraz różne przygody, do których chętnie wracam i wspominam oglądając zdjęcia. Część z nich zobaczyć możecie w Galerii, ale najlepiej przekonajcie się o tym na własne oczy. Zapraszam!

 


Wszystkie artykuły:

Rzeszów - PP
(2010-09-26, 20:00)
Rzeszów - PP
Siedemnasty w sezonie ’10 artykuł w Gazecie Codziennej Nowiny to ...
więcej
Ustroń
(2010-09-18, 20:00)
Ustroń
Szesnasty w sezonie ’10 artykuł w Gazecie Codziennej Nowiny to ...
więcej
Transalp wywiad
(2010-09-17, 20:00)
Transalp wywiad
Piętnasty w sezonie ’10 artykuł w Gazecie Codziennej Nowiny to ...
więcej
Jasło - finał Cyklokarpat
(2010-09-12, 20:00)
Jasło - finał Cyklokarpat
Czternasty w sezonie ’10 artykuł w Gazecie Codziennej Nowiny to ...
więcej
Sabinov i Poznań
(2010-09-05, 20:00)
Sabinov i Poznań
Trzynasty w sezonie ’10 artykuł w Gazecie Codziennej Nowiny to ...
więcej
Wieluń
(2010-08-30, 20:00)
Wieluń
Dwunasty w sezonie ’10 artykuł w Gazecie Codziennej Nowiny to ...
więcej
Copyright © 2010 Piotr Sarna All rights reserved.