2009-03-15, 20:00Obóz treningowy – Cecina, Toscania - 20.02-15.03.2009

Obóz treningowy – Cecina, Toscania - 20.02-15.03.2009r.

W tym roku na zgrupowanie przed sezonem postanowiłem wybrać się do Toskanii. Stacjonowaliśmy w miejscowości Cecina, położonej na wybrzeżu 40 km od Pizy. Tutaj nie ma tak zapierających dech w piersiach widoków jak w okolicach Rimini. Podjazdy są łagodniejsze, nie ma też wielkich przewyższeń. Dość często dodatkowym obciążeniem treningowym jest silny wiatr. Natomiast dużym plusem jest małe natężenie ruchu i zadbane drogi.

Do uczestników obozu dojechałem z kilkudniowym opóźnieniem z powodu przeciągającej się sesji. Temperatura i wiosenny zapach powietrza wyciągnęły mnie na rower, pomimo nie do końca przespanej nocy. Piękna traska, podczas której od razu zwróciłem uwagę na styl jazdy kierowców. Uprzejmość z ich strony była początkowo nie do pojęcia… tak bardzo różni się to od polskich realiów na drodze. Kolejne dni to realizowanie planu treningowego i poznawanie nowych dróg. Przy okazji oczy syciły się pięknymi widokami. Czas szybko leciał. Co prawda dzień skupiał się tylko wokół roweru, ale o to właśnie chodziło. Wieczorami planowałem kolejne dni i z przyjemnością analizowałem postępy. Kręcąc się po mieście zobaczyliśmy informację o amatorskim wyścigu szosowym w najbliższy weekend – 1-ego marca 2008 r. Mała korekta planu, czemu mamy nie spróbować? Na pewno będzie to świetny trening.

Wrażenia z wyścigu.

img_0243_400Oczywiście nie wpłacaliśmy wpisowego (45€), ale rano jak podjechaliśmy na miejsce startu to dużo się takich jak my kręciło i jakoś ich nie przeganiali. Stanęliśmy przed pierwszym sektorem na chodniku i jak ruszyli to się wcisnęliśmy:). Od razu tempo było wysokie, trzeba było siedzieć w peletonie jak najbliżej koła, a prędkość 50km/h. Tak przez pierwsze 40 min lecieliśmy po małych hopkach cały czas w pierwszej grupie liczącej pewnie z 50 osób. Na chwile przed pierwszym długim podjazdem ktoś się rozłożył. Zrobiła się mała kraksa, a że my byliśmy z tyłu to musieliśmy sami dogonić peleton. Do każdej grupki przeznaczone było kilka motorów, które prowadziły te grupki i rozdzielały się jak grupy rwały się na mniejsze. Jeden z takich motorów pomógł nam dociągnąć się do peletonu – samemu nikt nie byłby w stanie! Ale i tak weszliśmy na wyższe zakresy i przed podjazdem Arek był już przepalony, a umówiliśmy się, że jedziemy razem. Na podjeździe grupa rozciągnęła się i rwała na drobne. W dodatku powoli zaczęło kropić i zrobiło się niebezpiecznie. Było ślisko, na zjazdach jechałem ostrożnie, ale i tak na granicy poślizgu. Włosi na swoich wypasionych bicicletach wyprzedzali mnie jak dziecko. Nie twierdze, że mam super umiejętności, ale dodatkowo moją sytuacje pogarszały opony z nie najwyższej półki, mocno wytyrane koła i pewnie też brak znajomości trasy i dlatego czułem jakbym stał a oni jechali.

img_3378_400Po dwóch dużych podjazdach jechaliśmy w jakimś peletoniku, a przed sobą widzieliśmy kolejny. Najpierw wszyscy równo pracowali, ale potem było widać, że część odpuszcza. Próbowaliśmy sami dociągnąć, do pracy przyłączył się jeden Włoch. Wtedy odłączyliśmy się od tej naszej grupy, w której jak jechałem to tętno oscylowało koło 130 ud/min. Sami jechaliśmy niedużo szybciej, a tętno dochodziło do 170 ud/min podczas zmiany. Mozolnie dochodziliśmy grupę przed nami, ale gdy dojechaliśmy do rozjazdu, współpracujący z nami Włoch pojechał na krótką pętlę. Jak zostaliśmy we dwóch to nie było szans – taka jednostka nic się nie liczy na szosie. Grupka szybko nas dogoniła, ledwo co udało się nam pod nią podczepić jak koło nas przejeżdżali.

Jadąc po zmianach każdy próbował robić wszystko, żeby nie ciągnąć. Nasza mentalność maratończyka - pilnowanie kilku osób z przodu, żeby nie odskoczyli i nie uciekli powodowała, że cały czas się za dużo męczyliśmy. Po 100 km odłączyłem się od Arka na podjeździe i pogoniłem za jakimś Włochem, żeby samemu się też na koniec trochę przeciągnąć. Cały czas padało, a w zasadzie to już lało. Klocki szybko znikały, tym bardziej, że już przed wyścigiem nie były pierwszej świeżości. Pod koniec poczułem, że ocieram już samą blachą, siła hamowania praktycznie zerowa. Znów to co zyskałem na podjeździe traciłem na zajazdach. Spokojnie dojechałem na metę, 130 km z 1500 metrami przewyższenia pokonałem w nieco ponad 3 i pół godziny, co dało 36,5 km/h.

Miejsce na pewno nie było rewelacyjne, ale bardzo jestem zadowolony z tego, że wystartowałem w tym wyścigu. Każdy kilometr był dla mnie szkołą. Wiem, że zaprocentuje to w nadchodzącym sezonie.

43 x Sassofeltria.

toscania_sasofeltria_400Po wyścigu zrobiłem jeszcze jeden luźniejszy dzień i wróciłem do wcześniejszego schematu treningów, skupiającego się na budowaniu wytrzymałości i siły. Od początku wyjazdu rozwijając siłę na podjazdach pokonywałem wybrany podjazd - Sasofeltria. Idealne nachylenie, bardzo ciekawy ze względu na kilka agrafek, dzięki którym czas szybciej płyną, a na zjazdach szlifowałem pokonywanie zakrętów. Z każdym kolejnym treningiem dokładałem minutę lub dodatkowy podjazd, tak, że w ostatnim planowanym treningu siły wykonałem 10 podjazdów po 10 minut. Podczas każdego treningu obserwowałem jak za każdym razem osiągam szybciej wyznaczony punkt. Na tym przykładzie najlepiej widać, jakie rezultaty przynosi zgrupowanie. Koncentrując się tylko na treningach, kumulując ilość godzin na rowerze jak i skupiając się na poprawie regeneracji dużo szybciej osiąga się postępy.

Po dniu siły robiłem jeszcze długi trening w niższych zakresach tętna, podczas którego poznawałem okolice bliższe i dalsze:) Również stopniowałem je z biegiem obozu, najdłuższy trwał prawie 7 godzin, pokonałem wówczas ponad 200 kilometrów. Tego dnia plany chciał pokrzyżować bardzo silny wiatr, który kilka razy mało nie wywrócił mnie do rowu. Pokonanie tego dodatkowego przeciwnika podbudowało tylko moje morale.

img_2986_400Podczas całego 21-dniowego wyjazdu w nieco ponad 82 godziny przejechałem 2257 kilometrów pokonując 26 540 metrów w pionie. Średni dystans, biorąc pod uwagę trzy dni z krótkim rozjazdem wyniósł 107,5km. Na te treningi wypaliłem 61 437 kcalorii;)

Oprócz aspektów czysto treningowych, jeżdżenie po tych terenach było samą przyjemnością. Poznając nowe miejsca czas szybko płynie, widoki, urocze miasteczka i drogi wijące się w nieskończoność na długo zostaną w pamięci.

Zapraszam do obejrzenia zdjęć z wyjazdu w Galerii i oczywiście namawiam wszystkich do takich wyjazdów! O planowanych przeze mnie wyjazdach możecie dowiedzieć się tutaj.


Wszystkie artykuły:

Kraków
(2008-07-06, 20:00)
Kraków
Mio Fujifilm Bike Maraton - Kraków - 06.07.2008. 6 lipca, dzień ...
więcej
Szczawnica
(2008-07-05, 20:00)
Szczawnica
MTB Marathon - Szczawnica - 5.07.2008.  Po dwutygodniowym zgrupowaniu na Chorwacji ...
więcej
Obóz treningowy - Istria - 21-28.06.2008
(2008-06-28, 10:00)
Obóz treningowy - Istria - 21-28.06.2008
wkrótce...
więcej
Ustroń
(2008-06-14, 20:00)
Ustroń
Mio Fujifilm Bike Maraton - Ustroń - 14.06.2008  Niedługi odstęp od imprezy ...
więcej
Pracowity maj
(2008-06-02, 20:00)
Pracowity maj
Od maratonu we Wrocławiu maratony posypały się jeden za drugim. ...
więcej
Wrocław
(2008-04-22, 20:00)
Wrocław
Mio Fujifilm Bike Maraton - Wrocław - 20.04.2008 Start, jak w ...
więcej
Copyright © 2010 Piotr Sarna All rights reserved.